Faworyt potwierdził klasę | Mazovia – Błonianka 4:2

W sobotnim meczu z Mazovią pozostawiliśmy po sobie przyzwoite wrażenie. Jak mówi jednak znane piłkarskie porzekadło, za wrażenia artystyczne punktów nie dają.

Obiecujący początek

Nastroje w Błoniu morowe, a poprawić je mogłyby jedynie ewentualne zwycięstwa w dwóch ostatnich kolejkach rundy jesiennej. Z Mińska wróciliśmy na tarczy, choć przez dużą część spotkania mieliśmy nadzieję na lepszy rezultat. Pojedynek Błonianki z Mazovią przypominał nieco niedawny mecz Polski z Portugalią w wersji light. Nie zrozumcie mnie źle, druga połowa nie wyglądała jak przysłowiowe spotkanie wiadomo czego z batem. Chodzi tutaj o to, że faworyzowana drużyna, mimo początkowych trudności, na koniec pokazała swój boiskowy potencjał. Ale po kolei…

Początek meczu mógł zaskoczyć licznie zgromadzonych i głośnych sympatyków gospodarzy. To Błonianka już w jednej z pierwszych swoich akcji poważnie zagroziła Mazovii, której bramkarz odbił strzał Dariusza Zjawińskiego. Przez początkowe pół godziny gry żadnej z drużyn nie udało się stworzyć groźniejszej sytuacji. Mińszczanie, mimo inicjatywy z piłką przy nodze, nie potrafili skonkretyzować działań ofensywnych.

Gorszą postawę gospodarzy wykorzystała Błonianka. W 34. minucie sprawnie wyprowadzoną kontrę biało-zielonych na gola zamienił Krystian Matwiejczuk. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Najwyraźniej tak. Jeszcze w końcówce pierwszej połowy dopadły nas stare demony. Zamieszanie w polu karnym, faul i Patryk Zych cieszący się z wyrównującej bramki.

Im dalej w las…

Po przerwie było nie mniej ciekawie, chociaż dało się zauważyć, że Mazovia zaczyna wracać na właściwe tory. Po niecałym kwadransie gry, cytując komentatora RCS Livestream, wystartowały “linie lotnicze Krashnevskyi”. Wprowadzony na boisko niedużo wcześniej pomocnik gospodarzy pięknym strzałem głową pokonał Pawlaka. Ku zaskoczeniu miejscowych, zaledwie 5 minut później lot w przeciwnym kierunku przeprowadziły jednak linie lotnicze Choroś. Kolejne wyrównanie zagwarantowało dalsze emocje w tym spotkaniu.

Bramka na 2:2 pozwalała nam marzyć, Mazovia miała natomiast swoje plany. Napór gospodarzy nie ustawał, a trener Guzek dorzucał do ognia, wprowadzając na plac gry piłkarzy pokroju Michała Masłowskiego i Michała Janoty. Katem okazał się ten drugi, dla którego gol z 77. minuty był pierwszym trafieniem w tym sezonie. Błonianka próbowała się odgryzać, niestety bez skutku. Sytuacją, która (szczególnie po końcowym gwizdku) przykuwała najwięcej uwagi, był niepodyktowany rzut karny po ręce jednego z zawodników Mazovii, oceniony przez trenera Pulkowskiego oraz jego piłkarzy jako ewidentny. Wszelkie wątpliwości co do rezultatu spotkania rozwiał w doliczonym czasie Eryk Więdłocha.

Meczem w Mińsku nawiązaliśmy do innych przyzwoitych występów z czołowymi czwartoligowymi drużynami. Ktoś jednak może zapytać: co z tego, skoro znowu nie zdobyliśmy żadnego punktu? I trzeba będzie przyznać mu rację.


16 listopada 2024, Mińsk Mazowiecki

Mazovia Mińsk Mazowiecki 4:2 Błonianka Błonie

Bramki: 34′ Matwiejczuk, 63′ Choroś – 45’+ Zych (k), 58′ Krashnevskyi, 77′ Janota, 90’+ Więdłocha

Skład Błonianki: Pawlak – Łukasiak (87′ Nalej), Choroś, Jendryczko – Kostyk, Niezgoda, Chojnowski, Skibiński (73′ Gala) – Matwiejczuk (84′ Szatas), Śmieciński – Zjawiński